środa, 25 czerwca 2008

Polska daje szansę Leo, a Leo polsce

Po zakończeniu Euro dostałem kolejne dwie oferty pracy, ale odmówiłem. Jeszcze nie skończyłem swojej pracy z Polską reprezentacją - mówi "Rzeczpospolitej" Leo Beenhakker. Jak tłumaczy, nie jest człowiekiem, który potrafi tylko błyszczeć w świetle kamer po zwycięstwie, a kiedy przychodzi trudny moment, mówi „do widzenia”.

Wyjechałem do domu, bo chciałem odpocząć. Jednak nie waham się, czy dalej prowadzić reprezentację Polski - powiedział trener "biało-czerwonych". Jak dodał, rozumie zawiedzione emocje polskich kibiców i rzucane w tym rozgoryczeniu po porażce oskarżenia pod jego adresem.
- To normalne, że po takim występie przez pierwsze dni rządzą emocje. Ludzie nie myślą racjonalnie, tylko plują na trenera. Zniknąłem z Polski po to, żeby dać im czas na ponowne używanie głowy. Może napiją się herbaty i będą potrafili odpowiedzieć, dlaczego kolejny występ zakończył się niepowodzeniem - mówi Leo Beenhakker.

Co z tą polską piłką?

Chociaż trener wielokrotnie podkreślał, że bierze na siebie odpowiedzialność za porażkę Polaków na ich debiutanckich Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej, to sugeruje, że problem może być bardziej złożony. - Przeanalizujmy, co takiego stało się w Rosji czy Turcji, że są tak daleko przed nami. Może ludzie wymyślą, że nie za wszystko odpowiada zły Leo, że zwolnienie go i rezygnacja z dwóch czy trzech piłkarzy nie uzdrowi polskiej piłki? A może system szkolenia jest zły albo Polacy nie umieją grać z najlepszymi? - pyta retorycznie Beenhakker.

Trener polskiej kadry uspokaja też, że między nim a władzami Polskiego Związku Piłki Nożnej nie ma żadnej sprawy postawionej na ostrzu noża, jak choćby to, że ma oprzeć sztab szkoleniowy na Polakach.

- Pan Antoni Piechniczek nie stawia żadnego ultimatum. To, że mam przygotować swojego następcę, ustaliliśmy w lipcu 2006 r., nic nie zmieniło się po Euro. Jednak jak przyznaje, to co go "boli", to fakt, że przy rozmowach o tym, kto jest młody, zdolny i chętny do pracy z reprezentacją, zapada cisza.

"Mam już plan"

Leo Beenhakker z nadzieją patrzy jednak w przyszłość i w głowie już kreśli plany, jak "uzdrowić" polski futbol.

Mam już pomysł dotyczący i sztabu, i piłkarzy, ale proszę wybaczyć – najpierw muszę o wszystkim powiadomić moich przełożonych i samych zainteresowanych - mówi trener. - Na początku lipca wracam, siadamy do stołu i dyskutujemy. Już bez emocji, tylko po głębokiej analizie wszystkich aspektów naszego występu. Jeżeli krytyka będzie fachowa, skorzystamy na niej wszyscy - dodaje.

Leo gra fair

Trener polskiej kadry dementuje też plotki na temat stosowanych przez niego praktyk, mówiących, że powoływał tych, a nie innych zawodników do reprezentacji, żeby później sprzedać ich do Holandii.
- Zarabiam godne, wcześniej ustalone pieniądze i nie potrzebuję szargać swojego nazwiska takim brudem. Na Euro powołałem najlepszych, nie kontaktując się i nie słuchając rad żadnego menedżera - tłumaczy. - Rozumiem krytykę, rozmowę o futbolu, ale takie zagrania są poniżej mojej godności. W takiej samej sytuacji, jak ja znaleźli się Raymond Domenech, Roberto Donadoni, Marco van Basten czy Karel Brueckner, ale czy im ktoś zarzuca zarabianie na transferach? - pyta.

Leo Beenhakker ze zdziwieniem przyjął informację, jakoby miał kupić mecze z Kazachstanem i Belgią w eliminacjach do Euro 2008.

- O tym jeszcze nie słyszałem, ale ci, którzy tak mówią, są zwyczajnie chorzy, mają coś nie tak z głową. Takie głosy nie pomagają mi wrócić do pracy, pozbierać się po porażce. Ręce mi opadły - denerwuje się selekcjoner.

Źródło: tvn24.pl


Brawo dla Leo Beenhakkera!, który moim zdaniem jest najlepszym trenerem reprezentacji Polski. Miejmy nadzieję, że Leo utrze nosa Panu Tomaszewskiemu i Wójcikowi, którzy potrafią tylko gadać i krytykować.

Brak komentarzy: